top of page

Nie wszystko złoto, co się świeci - przewodnik po markach biżuteryjnych, część I

Justyna Witkowska

To jeden z najbardziej popularnych podarunków i bez wątpienia bardzo efektowny dodatek, będący częstokroć zwieńczeniem udanej stylizacji.

Nierzadko bowiem bywa tak, że właśnie dzięki założeniu odpowiednich kolczyków czy naszyjnika, uzyskujemy efekt wow i nawet z przeciętnego, casualowego looku wydobywa się blask i głębia.

Sukcesywnie, w tej i kolejnych częściach cyklu, będę przedstawiać marki biżuteryjne, z których ofertą warto się zapoznać.

Wśród nich znajdą się zarówno te popularne, o ugruntowanej pozycji rynkowej, jak i mniej znane, istniejące stosunkowo od niedawna.

Polskie i zagraniczne, oferujące produkty z różnych przedziałów cenowych,

a także charakteryzujące się odmienną estetyką.

Do wyboru do koloru, a zatem zaczynamy.


(Dodam, że kolejność prezentowana w zestawieniu jest przypadkowa i nie odzwierciedla moich indywidualnych preferencji).


APART


Można chyba śmiało stwierdzić, że to najbardziej znana polska marka biżuterii

(razem z Yes i W. Kruk stanowi najpopularniejsze jubilerskie trio w naszym kraju).

Powstała w 1977 roku, a swą nazwę zawdzięcza połączeniu pierwszych liter imion braci Adama i Piotra Rączyńskich ze słowem "art", czyli sztuka.

Aktualnie sieć sprzedaży obejmuje ponad 200 salonów w całym kraju, co daje niemalże 3000 pracowników.

Do najbardziej znanych Ambasadorek marki można zaliczyć Annę Lewandowską, Anetę Kręglicką, Małgorzatę Sochę czy Kasię Smutniak.

Mnogość kolekcji imponuje, ale niektórych zapewne wprowadza też w zakłopotanie.

Z pomocą mogą tu przyjść dobrze przemyślane filtry wyszukiwania, np. wg. ceny, motywu, okazji czy surowca.

Marka regularnie oferuje rozmaite promocje, zapewnia darmową dostawę i 100 dni na darmowy zwrot.

Myślę, że każdy jest w stanie spośród tysięcy wyrobów znaleźć coś dla siebie, jednakże jako że jest to w pewnym sensie jubilerska "sieciówka", raczej próżno tu szukać dodatków jedynych w swoim rodzaju i unikatowych - to po prostu w znacznej większości elegancka, odpowiednia do wielu okazji, bezpieczna biżuteria i absolutnie nie twierdzę, że to coś złego.


WALD Berlin


Chyba najmłodsza marka w tej części zestawienia.

Powstała w 2018 roku jako efekt współpracy stylistki (Dana Roski) i modelki (Joyce Binneboese).

Choć inspiracje do projektów pochodzą z różnych regionów świata, to założycielki podkreślają niemieckie korzenie firmy i jej zorientowanie na rodzinę oraz ekologię.

Na oficjalnej stronie można wyczytać, że całe złoto i srebro wykorzystywane do produkcji biżuterii pochodzi z recyklingu, a dzięki współpracy z biologami twórczynie upewniają się,

że materiały takie jak muszelki czy koralowce nie znajdują się na liście chronionych gatunków.

Dodatkowo marka oferuje również usługę renowacji bądź naprawy własnych produktów, jednakże myślę, że mogą być nią zainteresowane głównie osoby mieszkające na terenie Niemiec, bowiem koszt to 39€.

No i jeśli przy temacie cen jesteśmy, to tu już wkraczamy na średni pułap, co oznacza, że przykładowo za parę kolczyków przyjdzie nam zapłacić ok. 100€.

Jeśli jednak w WALD rzeczywiście dominuje etyczne, transparentne podejście w połączeniu z dobrą jakością, to jest to ciekawa propozycja i myślę, że głowa nikogo od mnogości wyboru nie rozboli, bo... jest on dość skromny.

Wszystkie produkty utrzymane są w podobnej stylistyce: wyraziste (momentami wręcz mosiężne) i nowoczesne - w sam raz dla osób, które lubią, gdy biżuteria nie stanowi tylko tła,

a odgrywa znaczącą rolę w dopełnieniu wizerunku.


SORU


Mieliśmy już w tym zestawieniu markę utworzoną przez braci, to teraz czas na siostry!

Marianna i Francesca, bo o nich mowa, urodziły się i wychowały w Wielkiej Brytanii, ale w ich żyłach (dzięki ojcu - Sycylijczykowi) płynie również włoska krew, a serca przepełnione

są wspomnieniami z wakacji spędzanych z bardzo liczną rodziną w Palermo.

Obraz silnych, pełnych pasji i charyzmy kobiet, które je tam otaczały, odcisnął na tyle duże piętno, że po latach znalazł swe odbicie w niesamowitych projektach biżuterii i do dziś stanowi największą inspirację do jej tworzenia.

Oficjalny początek Soru miał miejsce w 2013 roku, kiedy zarówno Marianna, jak i Francesca były świeżo upieczonymi mamami.

Wtedy też w ich głowach zrodził się pomysł rozkręcenia biznesu na własnych zasadach i w oparciu o to, co obie uwielbiają i o czym zawsze marzyły.

Miały już doświadczenie w kontakcie z klientem (praca w Selfridges), handlu (Francesca przez

5 lat zajmowała się kupowaniem biżuterii dla europejskiego oddziału Claires Accessories), a także fotografii (Marianna), natomiast wiedzę z zakresu poruszania się w social mediach

i tworzenia stron internetowych czerpały w wolnych chwilach z tutoriali na YouTube.

Każdy projekt jest efektem pracy którejś z sióstr, a realizacją zajmują się małe, rodzinne firmy z Włoch lub Turcji.

W myśl zasad zrównoważonego rozwoju, nie mamy tu do czynienia z masową produkcją, dlatego też między innymi na nowe błyskotki czy powrót tych wyprzedanych trzeba czasem trochę poczekać.

No właśnie, słów kilka o tym, co do zaoferowania ma Soru.

Cudeńka.

Zamieszczam poniżej kilka przykładów, ale mimo to naprawdę zachęcam wszystkich czytających ten wpis, by zajrzeli choć na chwilę na oficjalną stronę marki i poczuli słoneczny, pełen wyrazistości włoski klimat.

A jeśli i Wam, tak jak mnie, przyjdzie podczas przeglądania skojarzenie z estetyką duetu Dolce & Gabbana, to jak najbardziej słusznie, bowiem obie siostry są jego wielkimi fankami.

Kogo natomiast można zaliczyć do grona fanów biżuterii Soru?

Między innymi Rosie Huntington-Whiteley, Chiara Ferragni, Rita Ora, a także (co Mariannę i Francescę napawa szczególną dumą) sama księżna Cambridge Kate Middleton były widziane w projektach marki.

Warto przy tym dodać, że jeśli chodzi o aspekt cenowy, to mamy tu do czynienia z moim zdaniem średnią półką - nie są to rzeczy tanie, ale też i nie porażająco drogie biorąc pod uwagę przyciągający, oryginalny design, a także bądź co bądź dość kameralny charakter działalności.

I na koniec ciekawostka: SORU w dialekcie sycylijskim oznacza nic innego, jak siostry.


GOLPIRA


To przedostatnia propozycja w tej części i zarazem z kilku względów mój faworyt!

Marka utworzona przez Gisę Golpirę w 2014 r. ma co prawda swoją bazę w Niemczech, ale inspiracją i wpływami sięga między innymi do tak odległych zakątków świata, jak Peru, Papua-Nowa Gwinea czy Australia.

Wspólny mianownik dla tych wszystkich lokalizacji?

Złoto.

A konkretnie tzw. gold nuggets, czyli samorodki, które w biżuterii Golpira wykorzystuje się w ich naturalnej postaci, a zatem nie są przetapiane, szlifowane czy nawet polerowane, dzięki czemu każdy pierścionek czy naszyjnik jest jedyny w swoim rodzaju, bo nie ma dwóch identycznych bryłek.

Zresztą, obejrzyjcie film promocyjny:

Podobnie jak w przypadku Soru, również tutaj wspomnienia z dzieciństwa nie pozostają bez wpływu na obranie takiej,

a nie innej drogi życiowo-zawodowej.

Gisa swoje najmłodsze lata spędziła w Peru w samym sercu jednego z najpiękniejszych lasów deszczowych na świecie, gdzie jej rodzice zajmowali się poszukiwaniem złota.

Do dziś nosi naszyjnik z pierwszym samorodkiem znalezionym przez mamę, a w procesie projektowania i tworzenia biżuterii stawia na ponadczasowość.

Osobiście jestem wielką zwolenniczką surowych, prostych, naturalnych form, więc produkty marki od razu mnie oczarowały.

Kolejnym aspektem, dla którego warto się nimi zainteresować, jest ten

pragmatyczno-ekonomiczny.

Inwestycja w złoto jest zawsze dobrym pomysłem, pod warunkiem, że jest to czyste złoto.

Z tego względu jednak, że kruszec ten jest bardzo miękki, zdecydowana większość tzw. biżuterii modowej, czyli dostępnej w sklepach sieciowych czy jubilerskich, powstaje w wyniku zmieszania go (w różnych proporcjach, w zależności od próby) z innymi metalami.

Proces ten powoduje, że o ile nie mamy tu do czynienia z wyrobem bardzo unikatowym ze względu na przykład na design bądź jego historię (należał wcześniej do znanej osoby

czy też został wykonany przez słynną manufakturę), jest to raczej średni pomysł na lokatę kapitału.

ALE

Zupełnie inaczej ma się kwestia samorodków, które stanowią mniej niż 2% całego wydobywanego złota, przez co ich wartość znacznie przekracza wartość rynkową tego kruszcu.

Wobec tego możemy tu połączyć przyjemne z pożytecznym i dokonać bezpiecznej inwestycji, jednocześnie sprawiając sobie lub komuś bliskiemu jedyny w swoim rodzaju, efektowny i piękny dodatek.

Gisa podkreśla również, jak ważne dla jej przedsięwzięcia są kwestie etyczne, m.in. współpraca tylko z respektującymi prawa człowieka i środowisko naturalne kopalniami, które nie stosują żadnych chemikaliów typu cyjanek czy rtęć.

Może i jest to propozycja spośród tu prezentowanych najdroższa, ale zdecydowanie warta głębszej uwagi.


GOOSSENS


Ostatnim przystankiem pierwszej części naszego jubilerskiego tournee będzie Francja, bo właśnie w tym kraju,

a konkretniej w modnej dzielnicy Paryża - Marais - Robert Goossens

(syn pracownika odlewni metali) w 1950 r. założył mały warsztat złotniczy.

Już wcześniej, w młodości, odbył staż w tworzeniu biżuterii, w trakcie którego poszerzał i doskonalił swoje umiejętności w zakresie odlewania, grawerowania i wytłaczania półszlachetnych i symulowanych kamieni.

W 1953 r. Robert spotkał na swej drodze samą Gabrielle Chanel.

Ta, nie dość, że oczarowana jego dziełami inspirowanymi starożytnością (między innymi sztuką bizantyjską i egipską), dodatkowo zachęcała go, by przeniósł swoje twórcze zdolności również na elementy wystroju wnętrz.

I nie mogę tu nie wspomnieć, że lustra, świeczniki oraz lampy skradły moje serce i zdecydowanie warto je zobaczyć.

Za przykład niech posłuży tutaj stół z podstawą imitującą snopy pszenicy, zaprojektowany specjalnie dla Coco Chanel:

No dobra, nie mogłam się powstrzymać - jeszcze kilka perełek:

Kandelabr 'Foliage' - 1 350 €, Żyrandol 'Foliage' - cena na życzenie, Świecznik 'Wheat' - 890 €, Lustro 'Wheat' - cena na życzenie,

Lampa 'Shell' - 7 300€


A wracając do biżuterii, projekty Goossens są pewnego rodzaju mostem łączącym przeszłość z teraźniejszością.

Coś jakby wziąć pamiątkę po babci i nadać jej współczesnego sznytu.

Dominujące materiały to mosiądz skąpany w 24-karatowym złocie, a także barwione kryształy górskie i podobnie jak w przypadku Soru, są to propozycje raczej dla osób lubiących widoczne, wyróżniające się dodatki.

Na zakończenie, jako ciekawostkę dodam, że marka ma za sobą współpracę z takimi projektantami, jak: Christian Dior, Yves Saint Laurent czy Hubert de Givenchy, a niedaleko sklepu stacjonarnego, przy 20 rue Cambon w Paryżu mieści się GALERIE GOOSSENS, czyli butik/showroom poświęcony pracom jej założyciela.


To wszystko, co przygotowałam w tej części, a kolejna pojawi się za jakiś

(bliżej nieokreślony) czas.

Mam nadzieję, że powyższy wpis okaże się dla kogoś przydatny i że udało mi się przekazać informacje w przystępny i interesujący sposób.

Oczywiście zapraszam do dzielenia się opiniami w komentarzach.

Pozdrawiam!


J.




Bibliografia:









114 wyświetleń

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
bottom of page